wtorek, 20 października 2015

Tylu graczy nie może się mylić. Bukmacherzy już wiedzą, kto wygra wybory parlamentarne

Digg!Tylu graczy nie może się mylić. Bukmacherzy już wiedzą, kto wygra wybory parlamentarne





"Bukmacherzy wskazują również wyniki procentowe, jakie uzyskają poszczególne partie. Zdaniem specjalistów PiS osiągnie wynik nieco niższy niż 40 proc. głosów. Platforma Obywatelska, zdaniem bukmacherów, zdobędzie nieco mniej niż 24 proc. głosów".


Tak więc stawianie na PiS fortuny nie przyniesie, ale daje pewna wygraną. PO w tej sytuacji nie ma szans na bycie "czarnym koniem" wyborów. W naszej spelunie mamy więc pewne kwestie wyjaśnione. Wolę jednak stawiać na walki w zawodowym boksie, bo można trafić, że lepszy złapie kontuzje,a my postawiliśmy na słabszego i możemy iść na triumfalne piwo, w poważnym towarzystwie genlemanów..





poniedziałek, 4 czerwca 2012

Piwo w herbaciarni

Herbaciarnia w warszawskich Łazienkach teraz prezentuje się czyściutko i nobliwie i przyciąga wzrok wchodzących pierwszą brama od Alei Ujazdowskich (pierwszą dla idących w kierunku Belwederu). Nie mam, niestety zdjęcia tego obiektu z początku lat 70-tych XX wieku, ale teraz wygląda on tak:



Przed 40 laty była to buda dość obskurna z obłażącym, brudnym tynkiem, nad wejściem tkwił mało gustowny szyld z napisem "Herbaciarnia", a przed pawilonem ustawiono powyginane, metalowe stoliki z przytwierdzonymi do nich okrągłymi taboretami. I - jak łatwo się domyślić - absolutnie żadnej herbaty tam nie serwowano. Sprzedawano piwo butelkowe z browaru warszawskiego, które było przeważnie towarem deficytowym, a więc często przybyli do tego źródełka oglądali smutny i znamienny (znak czasów) napis "Piwa brak".

Ale kiedy nie było "Piwa brak", to było piwo i z kolegą Januszem, Remim oraz innymi obsiadaliśmy koślawe stoliki i ciągnęliśmy piwko leniwie pogadując o tym i owym niezwykle inteligentnie, bowiem inaczej niż inteligentnie nie potrafiliśmy. Po prostu, tak mieliśmy.
Sąsiednie stoliki zajmowali rodzimi hippisi z Filipem na czele w powłóczystych przybrudzonych i nader wygodnych strojach i o włosach długich o różnym stopniu czystości.
Po kilku około południowych godzinach wstępnej gry towarzyskiej wobec nieuchronnego braku piwa porzucaliśmy herbaciarnię na rzecz innego lokalu (którym przez kilka lat była słynna, no - może i słynna - "Ulubiona", później nazwana "Łowicką". Ale to już inna speluna, a więc inna historia. Mapkę prezentuję, aby każdy wiedział, o którym miejscu mówię.


piątek, 17 grudnia 2010

Kopciuszek

W połowie i drugiej połowie lat 60-tych na Alejach Jerozolimskich w narożnej kamienicy, za którą dzisiaj wznosi się hotel Forum (czy jak tam się teraz nazywa) znajdował się cafe-bar "Kopciuszek".
Wprawdzie Paweł Kozdrowicz na swojej stronie "Warszawa, śladami Złego" pisze o lokalizacji w miejscu, gdzie teraz są tzw. Domy Centrum, ale akcja powieści Leopolda Tyrmanda rozgrywała się w latach 50-tych. W drugiej połowie lat 60-tych i później Barek znajdował się w wymienionym przeze mnie miejscu.


Upalny czerwiec w roku (o ile pamiętam) 1966. Szwendamy się z Jackiem O., który rżnie niesamowitego bywalca lokali gastronomicznych oraz w ogóle, lwa salonowego. Łapczywymi spojrzeniami omiatamy knajpy i dziewczyny w nich siedzące. I omiatając docieramy do "Kopciuszka", nieludzko wprost zatłoczonego. Kłęby dymu i gwar rozmów, a także odgłosy lokalnych, stolikowych konfliktów wsysają nas jak próżnia powietrze czyli jednym haustem. Rozkosz niezwykłej przygody wydaje się być w zasięgu licealistów, marzących o dorosłości. Prostytutki nabłyszczone potem i zapaćkane intensywnym, obfitym makijażem posyłają na wszystkie strony świata profesjonalnie serdeczne uśmiechy. Trafiają one i do nas. Urżnięci faceci bełkoczą bardzo po męsku (niech ich jasny gwint!).
Jacek z miną grafa i ja, jednak nieco przerażony, łopoczący marynarskim kołnierzem prawie białej koszuli z płótna żaglowego przeciskamy się przez tłoczący się barowy tłum, docieramy do wysokich stołków i siadamy, dumnie wspierając się o brudny blat.
Zupełnie nie pamiętam, co zamówiliśmy. W każdym razie Jacek nawet wodę sodową zamawiał taki tonem, jakby prosił o podanie najdroższego francuskiego szampana. Prawdopodobnie wylądowała przed nami jakś przeraźliwie słodka "Mistella", albo kwaśny jak cholera, bardzo tani "Riesling". Nie sądzę, aby coś więcej było w ofercie ówczesnego kurwidołka.
W tamtych czasach przeciętna prostytutka nie była wykwintnie ubraną bądź jeszcze bardziej wykwintnie rozebraną damą z agencji towarzyskiej. Można było znaleźć wśród nich młode dziewczyny (ale chyba nie tak młode jak teraz), ale prym wiodły profesjonalistki przedwojenne, po czterdziestce. I one lepiej wyglądały od ich młodszych koleżanek - były bardziej zadbane i stylowe w swoim gatunku. Jak z filmów retro.
I tak siedziałem wśród podniecającego rozgardiaszu, strzelałem oczami na wszystkie strony, niby chciałem ściągnąć wzrokiem spojrzenie którejś z nocnych panien, ale w gruncie rzeczy bałem się tych okoliczności jak jasny gwint. Bo niby co ja miałbym z takim ściągniętym spojrzeniem zrobić? No nic, po prostu, absolutnie nic. Nagle jedna z przechodzących za mną solidnie zbudowanych blondyn podrzuciła dłonią mój marynarski kołnierz i rzuciła od niechcenia: "No i co, marynarzyku?". Zaśmiała się i poszła dalej. 
Jacek zarżał grubym głosem, że niby bardzo ciekawa sytuacja i ileż to będzie opowiadania o nocnych przygodach z prostytutkami, ja natomiast zachichotałem cienko, bo niby co i jak, i w ogóle... .

Speluna zjawisko ziemskie-nieziemskie

Bary nad Wisłą, Bar nad Przepaścią, Okrąglak, u pani Marii, Brzeska, inne wspaniałe miejsca, które tu opiszemy z sercem i duszą na dłoni.